Nad lotniskiem w Toronto szalała burza. Samolot pilotował drugi pilot. Maszyna dotknęła pasa startowego dopiero w jego połowie, odwracacze ciągu zostały włączone zbyt późno i rozpędzony samolot nie miał możliwości szybkiego zatrzymania. W efekcie wyjechał poza koniec pasa startowego. Załoga zarządziła błyskawiczną ewakuację. Chwilę potem samolot spłonął. O dziwo nikt nie zginął.